niedziela, 13 października 2013

The One Without George Clooney

Głośno ostatnio o Grzegorzu Ciechowskim, głównie za sprawą wyznań jego byłej żony - aktorki Małgorzaty Potockiej - która postanowiła opisać swoje burzliwe małżeństwo z artysta w książce. Książki nie czytałam i czytać nie zamierzam, a nawet gdyby tak się stało - to nie miejsce na jej analizę, bo mój potrzebujący odkurzenia blog traktuje przecież o filmach, nie o książkach. Wracając jednak do pani Potockiej i książki o nieżyjącym liderze Republiki, pan Ciechowski, który oprócz bycia mężem Małgorzaty, a później jeszcze mężem innej pani, był (co zakładam wszem i wobec wiadomo) piosenkarzem, kompozytorem oraz autorem tekstów. Nie wszyscy wiedzą jednak, że pod pseudonimem Ewa Omernik poczynił 17 lat temu tekst do utworu wykonywanego przez Justynę Steczkowską, o tytule "Grawitacja".
Tak. Z tego, co pamiętam to piosenka o dwóch osobach (zapewne mężczyźnie i kobiecie), którzy się kochają (bardzo oryginalne),  grawitacja ich nie ogarnie, a oni tak, jak w stanie nieważkości do góry się unoszą. Nie sądzę by Alfonso Cuaron, kiedykolwiek słyszał tę piosenkę, a nawet gdyby, to nie sądzę by ją zrozumiał. Niesamowite więc jest, że tekstem tego utworu można w zasadzie streścić jego najnowszy film. Jeśli ktoś miałby jakiekolwiek wątpliwości: jesteśmy w kosmosie, z którego Sandra Bullock próbuje wrócić na Ziemię. Jest to bardzo trudne, bo Bullock od jakiejś jedenastej minuty filmu jest zdana sama na siebie (ale dosłownie, bo nie ma przecież tam nikogo poza nią, a i łączność z Houston jest zerwana), a doświadczenie jako astronautka ma prawie żadne. Ma oczywiście nas - widzów, którzy zaciskają ręce, nogi i zęby próbując razem z nią czegoś się złapać, trzymać i ogólnie nie puszczać. No i tak dryfujemy z panią Bullock, której gra aktorska nie zmieniła się od czasu jej debiutu na wielkim ekranie w filmie Speed. I to w zasadzie tyle, ile mogę o tym filmie napisać. Jeśli już będziecie iść do kina, to tylko na 3D, bo efekty są super i jak ustaliliśmy z filmowym towarzyszem jest to jeden z niewielu filmów, które dowodzą sensu robienia i oglądania 3D. Widoki zapierają dech w piersiach. Serio. Dla fanów George'a Clooneya mam dwie wiadomości: pierwsza jest taka, ze on w tym filmie nie gra, a druga, że faktycznie jest najpiękniejszym mężczyzną we wszechświecie.