Tak jak wśród mistrzów kuchni są
tacy, którzy po prostu finezyjnie łączą produkty i tacy, którzy ściśle
przestrzegają przepisu, tak wśród genialnych twórców kina są tacy, którzy idą na
żywioł i tacy, którzy dokładnie i szczegółowo konstruują swoje dzieło.
Przepis na Batmana idealnego,
według Christophera Nolana:
Bane - główny (ale jak
się okazuje nie jedyny) „Villain” tej części. Jeśli chodzi o batmanowe czarne
charaktery, to nieodżałowany Heath
Ledger postawił poprzeczkę najwyżej jak się dało. Ale Bane jest zupełnie inny
niż Joker. Jest surrealistyczny. Przeraża.
Kunszt tej postaci leży w tym, że nie jest jednowymiarowy. Nie jest „z gruntu” zły, nie chce zniszczyć
Gotham i Batmana, bo (jak Joker) po prostu ma taką fanaberię. Bane’a chce się słuchać. Bane’a chce się poznać.
Bane'a chce się zrozumieć. Ba! W pewnym momencie nawet przytulić!
Tom Hardy - w masce przeraża, jego głos przyciąga, elektryzuje,
wręcz podnieca. Każdy, kto zna tego aktora, rozpozna w zmodyfikowanym
komputerowo vocalu jego akcent. W nowoczesnym kinie, efekty komputerowe
pozwoliły na tworzenie postaci takich jak Gollum czy Avatary w kolorze Smurfów.
Można mieć wrażenie, że postaciom „nie z tego świata” aktorzy dają z siebie naprawdę
niewiele. Tu jest inaczej. Jasne, że Hardy jest efekciarsko przerośnięty, a z
twarzy widać mu jedynie oczy, ale czuć go w każdym wypowiedzianym przez Bane’a
zdaniu.
Selina - do tej pory w trylogii Nolana kobieta w historii Batmana
była tylko jedna. Oczywiście, zagrana
przez Katie Holmes w Początku i Maggie
Gyllenhaal w Mrocznym Rycerzu, Rachel Dawes jest miłością Bruce’a Wayne i ta
miłość motywuje go do różnych działań, a śmierć Rachel w drugiej części ma
kolosalny wpływ na losy głównego bohatera. Ale, dla widza ta postać, jest jedynie
dodatkiem. Tym razem mamy do czynienia z
kobietą, która śmiało może się z Batmanem równać – jest kotem idealnym – tajemniczym,
czarnym, przebiegłym i pięknym.
Anne Hathaway - nie przepadam za Anne Hathaway, ale tak jak Joker
bezapelacyjnie ukradł część drugą Batmana, tak Cat Woman kradnie część trzecią.
Zrobiła to idealnie. Dzięki niej ten film nabrał niepowtarzalnego smaku.
Scena między
Christianem Balem a Michalem Cainem - umówmy się, Bale genialnym aktorem
jest, ale ponieważ większą część filmów o Batmanie spędza w kostiumie mówiąc tak, jakby
ktoś mu kazał pić przez tydzień wódkę i siedzieć na mrozie – nie bardzo widać
jego aktorski sznyt. Ta scena w całej
okazałości rozsmarowuje nam na twarzy talent Bale’a i dostojność Caine’a . Warto
przypatrzeć się twarzy tego pierwszego – coś niesamowitego.
Odrobina wyważenia - na każda scenę dramatyczną,
wzruszającą, czy nostalgiczny flash back, który poniekąd tłumaczy konstrukcję
różnych postaci, przypada scena wciskająca w fotel, gęsto posmarowana efektami
specjalnymi i doprawiona, jak na Nolana przystało, niepokojem, gęsią skórką i
wciąż rosnącym napięciem (genialna scena z wysadzeniem stadionu).
*Tu muszę jednak ostrzec przed
zbytnim patosem i lekką przesadą jak choćby wspomniana amerykańska flaga, czy umiejscowienie
zawsze dla mnie zupełnie oderwanego od rzeczywistości Gotham w świecie, gdzie
jest prezydent USA.
Precyzja, konsekwencja i pilnowanie detali - znak firmowy tego
szefa kuchni (tak ważny w przypadku trylogii), mamy więc mnóstwo odwołań do
wcześniejszych części, łącznie z cudownym Cillianem Murphy, który epizodycznie
pojawia się znów jako dr Crane.
Domknięcie - ostatnia część trylogii rządzi się swoimi prawami -
Nolan zamyka to, co musi, ale zostawia furtki tam gdzie może. Jedyna obawa,
jaką mam, to, że za 5 lat kolejny „Schumacher” pokoloruje Gotham i każe
Robinowi fruwać w kostiumie z sutkami, zamieniając perfekcyjne nolanowskie
danie w fastfoodową papkę.
melikes. urzekajaca jest także kameralnosc, żeby nie powiedzieć klaustrofobicznosc tego filmu, w którym potężne Gotham zamienia się w platanine ciasnych przecznic i podziemnych kanałów
OdpowiedzUsuń