
czwartek, 20 czerwca 2013
środa, 12 czerwca 2013
McDonald's na kaca

Dlatego zgoła inaczej recenzuje się film fastfoodowy. Film, który "zjedliśmy" tylko po to by zaspokoić kinowy głód, który wybraliśmy tylko z tęsknoty za kategorią "dużo, tanio i niekoniecznie zdrowo", który miał być naszą "guilty pleasure". Wiedzieliśmy, czego się spodziewać, a raczej, czego nie oczekiwać, wiedzieliśmy, ze nie będzie to kino ambitne, elitarne i skłaniające do myślenia. Bo, co do tego, że "Hangover Part III" jest zwyczajnym, ordynarnym, tłustym hamburgerem i jako taki ma zostać oceniony - nie ma wątpliwości. Problem polega na tym, że nawet w swojej kategorii, jest to produkt bardzo kiepski (jezus maria korporacja moja mnie już przesiąkła do cna).
Kończący przygodę watahy odcinek (choć jestem prawie pewna, że to jednak nie jest "koniec ostateczny" :) i film doczeka się spin-offu z postacią Alana), rzuca głównych bohaterów na spotkanie z Marshallem. Gangster szybko i dosadnie tłumaczy całej czwórce jak to niczym w "Efekcie motyla" swoimi działaniami z części pierwszej uruchomili łańcuch niefortunnych wydarzeń doprowadzając do sytuacji dziś - Marshall zabije Douga (biedny Doug...zdecydowanie ma najbardziej przesrane) jeśli Alan, Stu i Phil nie dostarczą mu Mr. Chowa. Potem już jest standard. Trzeci Kac jednak już nie bawi, jak pierwszy (wow, zdanie równie prawdziwe dosłownie i w przenośni). Dlaczego? Nie ma już tej świeżości pomysłu (na którym film wyrósł w pierwszej części), nie ma już lekkości i zabawy (widać po chłopakach, że wytwórnia im kazała się spotkać po raz trzeci, że wcale nie chcą tego robić i że ich samych już to nie bawi), ba! nie ma tak naprawdę nawet kaca! Nic nie zaskakuje, mało śmieszy, a poza tym, w odróżnieniu od pre-prequelu, kupy się to wszystko nie trzyma.
Dobra jest muza. I fajny Bradley Cooper (coraz bardziej mu ufam). Nieźle też poszczęściło się polskim tłumaczom - akcja znów toczy się w Las Vegas.
wtorek, 4 czerwca 2013
Między Sosnami
Zacząć trzeba niestandardowo, bo od środka. Bo w środku jest
nasza styczna, gdzie spotykają się boscy Ryan Gosling i Bradley Cooper.
Pierwszy złodziej, drugi policjant. Ten środek filmu to ich jedyna wspólna
scena. I jest to scena bardzo dobra.

Choć stwierdziliśmy z filmowym towarzyszem, że nic by się
nie stało, jakbyśmy tego filmu nie zobaczyli, to po upływającym właśnie tygodniu
po jego obejrzeniu stwierdzam, ze by się stało – było w "The Place Beyond the
Pines" coś tak przeszywająco smutnego,
że wryło mi się w pamięć. I była to muzyka. Brawo Panie Mike Patton za te 8
dźwięków, które na zawsze będą mi stawiać sosnowy las przed oczami.
Subskrybuj:
Posty (Atom)