poniedziałek, 3 września 2012

Hannah i jej siostra


"Fajne" chorowanie ma to do siebie, że człowiek jest na tyle chory, że musi leżeć w łóżku i absolutnie nie może wychodzić z domu (a już na pewno nie do pracy), ale czuje się na tyle dobrze, że może sobie oglądać filmy i seriale, pod kołdrą, na grzejącym się laptopie ("you’re hotter than the bottom of my laptop"). Tak spędziłam właśnie ostatni, wakacyjny tydzień. Obejrzałam kilka dobrych filmów, a przemyślenia na ich temat same układały się w mojej głowie w niezbyt logiczne ( z powodu choroby), ale, chyba (znów choroba), zabawne recenzje.  W niedzielę, czując się "niewiele lepiej, ale lepiej", zaciągnęłam prawie już zdrową siebie i  swojego ledwo ciepłego (no bo się zaraził) towarzysza do kina na "Siostrę Twojej Siostry". Film urzekł mnie tak, że wszystko, co widziałam w ciągu chorowitego tygodnia, odeszło w zapomnienie.

Zacznijmy od tego, że jest Tom, którego już nie ma. W rok po śmierci  Toma, poznajemy jego brata -  nie mogącego wyjść z pięciostopniowej żałoby Jacka. Poznajemy też byłą dziewczynę Toma – Iris, która jest ex-dziewczyną nie dlatego, że Toma już nie ma, ale dlatego, że rozstała się z nim zanim umarł. Iris, chcąc wesprzeć brata swojego zmarłego, byłego chłopaka (ech), wysyła go na wieś, na malowniczą wyspę, gdzie mieści się letni dom jej ojca, który w jesienno-zimowym "ąturażu" wygląda tak pięknie, ze powinien nazywać się domem posezonowym. Jack ma spędzić tam samotnie kilka dni, żeby przewietrzyć głowę (bardzo piękny angielski tekst: "You need to space your head").  Gdy tylko Jack tam się zjawia, spotyka Hannę – przyrodnią siostrę Iris, która również korzysta z uzdrawiających mocy pobytu na pięknym odludziu. Z lekkim poślizgiem dołącza do nich Iris, a później może się już tylko dziać… a  dzieje się naprawdę ciekawie.

Scenariusz jest perełką. Sam pomysł na historię jest naprawdę odświeżający, a dialogi (podrasowywane w ramach spontanicznej potrzeby przez samych aktorów) są wyjątkowo zabawne i genialnie autentyczne. Autentyczność jest zresztą tym, za czym naprawdę się stęskniłam. Dawno nie widziałam filmu, którego akcja śmiało mogłaby się toczyć gdziekolwiek, dotyczyć kogokolwiek, a widz mógłby się czuć jak jeden z bohaterów. Świetna jest też lekkość, z jaką film został zagrany przez Emily Blunt (Iris), Marka Duplassa (Jack) oraz Rosmarie DeWitt (Hannah).

Reżyserka i scenarzystka filmu, śliczna Lynn Shelton, z niesamowitą łatwością opowiedziała, w gruncie rzeczy, dość prostą historię. A każda część tej historii jest równie zabawna, co dająca do myślenia.  Ja zastanawiałam się nad tym, co tak naprawdę kształtuje relację między rodzeństwem – czy siostry i bracia muszą się kochać, bo rodzina to miłość bezwarunkowa? Czy też może, jak każda inna relacja – związek między rodzeństwem to ciężka praca polegająca głównie na wzajemności, a jeden błąd może zawieść zaufanie? Czy siostrze wybacza się więcej, czy rozumie się ją mniej? Czy więź między rodzeństwem jest naprawdę tak wyjątkowa?

Bardzo fajny film.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz