poniedziałek, 17 września 2012

Ted



Ted jest po trzydziestce, jest leniem, imprezowiczem i w sumie niezłym chamem. Ted mieszka w Bostonie ze swoim przyjacielem Johnem (Mark Wahlberg) i jego dziewczyną Lori (Mila Kunis), jara trawę i ma pogląd na wszystko.  Jest  niezłym obserwatorem amerykańskiej rzeczywistości, którą sarkastycznie komentuje. Do tego jest całkiem ładny, zabawny i bystry. Ach – Ted na oko ma jakieś pół metra wzrostu i jest… misiem.

Historia o chłopcu, który nie mając przyjaciół poprosił bożonarodzeniową gwiazdkę o ożywienie jego misia-zabawki byłaby piękną bajką dla dzieci, gdyby nie fakt, że opowiedzieć ją postanowił twórca kultowej serii animowanej Family Guy – Seth MacFarlane, który nie tylko napisał scenariusz, ale też wyreżyserował film, napisał do niego piosenkę i użyczył głosu Tedowi. Dlatego zamiast magicznego filmu dla dzieci mamy bezkompromisową komedię dla dorosłych.  I rzeczywiście, można się pośmiać, bo MacFarlane wychodzi z pokaźną artylerią żartów, które bazują głównie na swojej niepoprawności politycznej. Śmieszą więc oczywiście rasistowskie riposty, żarty oscylujące wokół seksu i narkotyków, satyra na amerykańską popkulturę i robienie sobie jaj z wielu znanych osób. Jeśli ma się więcej niż 20 lat, zdecydowanie mniej bawią wszelkie dowcipy z kupą w tle, no, ale można to wytrzymać. Czy Ted poza  śmiechem oferuje coś więcej? Jeśli bardzo się uprzeć, można dostrzec w tej sympatycznej historii o miłości i przyjaźni , próbę odpowiedzi na pytanie czy to, z czego bycie dorosłym każe nam rezygnować jest tak naprawdę tego warte - chociaż, zupełnie szczerze, doszukiwanie się wyższych przekazów w tym filmie jest mocno naciągane.

Jest to dobry film na kaca, co sprawdziłam i pewnie dobry na to, żeby się zjarać i obejrzeć go z kumplem, czego sprawdzać nie zamierzam, bo mój podstawowy  zarzut do Teda jest taki, że jakby nie było zabawnie, Ted to ożywiona maskotka, która przede wszystkim, podobnie jak Jack Frost i Chucky, mocno mnie przeraża.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz