Zacznę chyba od tego, co każdy mądry człowiek powinien
wiedzieć na temat kina – kiedy widzisz naprawdę dobry trailer do filmu
katastroficznego – uciekaj! Zapomniałam o tej złotej zasadzie - no bo w zapowiedzi była podniosła muzyka, wielka fala, przerażona
Naomi Watts, mali, uroczy chłopcy, krew, pot i łzy, wiara, nadzieja i miłość. Myślałam,
że może będzie to wyjątek od reguły - ale okazało się to niemożliwe.
Od początku zero chemii – Watts, Ewan McGregor i trójka ich synów nie wyglądają jak
rodzina, ale jak aktorzy z castingu. Miłość? Jaka miłość? Ojciec, który
zostawia przerażonych synów samych z obcymi ludźmi? Mąż, który „szuka” swojej
żony przebiegając przez szpital z tysiącami rannych w pięć minut. Serio? Hej
Mr Bennett, Obejrzyj Django, jak chcesz
wiedzieć co się robi, żeby odnaleźć ukochaną. Naomi Watts (nominacja do Oscara?
naprawdę?) głównie leży, bo ledwo żyje i poza tym, że ma dobry make-up, nie robi nic. Hej, Ms
Watts, jak chcesz zobaczyć, jak się leży Oscarowo zobacz sobie Emmanuelle Rivę w Miłości.
Podkreślić muszę, że nijak moim celem nie jest umniejszanie
tragedii, która wydarzyła się pod koniec 2004 roku, kiedy fala tsunami uderzając
w wybrzeża Indonezji, Sri Lanki i Tajlandii zabiła prawie 300 tysięcy osób. Ale,
Jezus Maria! Nie widać tu ani tej tragedii, bo sama fala jest całe trzy minuty (tylko to, co było w kinie plus
jeden flashback), a kolejne wydarzenia zmierzają w stronę happy-endu, więc jak
tu poczuć ogrom tej katastrofy? Poza
tym, wiemy, że Benettowie przeżyli, więc co tu jest tak naprawdę niemożliwe? Że
się znaleźli? Ech... i jeszcze ta do wyrzygania dramatyczna muzyka, z każdym dźwiękiem podpowiadająca jak się w
danej chwili mamy czuć, czyli robiąca z widza idiotę (działa, bo się poryczałam:)) Kompletnie bez sensu!
Jedynym pozytywnym aspektem oglądania tego „niemożliwego” filmu, był moment na samym początku, kiedy mój towarzysz widząc setki
rozanielonych, plążujących turystów spojrzał na mnie i powiedział : "I see dead people"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz